Mam na imię Ania, mam 25 lat. Jak zaczęła się moja droga z Bogiem? Od dziecka byłam uczona, że On istnieje, miałam świadomość, że gdzieś tam jest Ktoś większy niż my. Poszłam do I Komunii, chodziłam do spowiedzi, brałam udział w cotygodniowej mszy niedzielnej, uczęszczałam na lekcje religii. Wtedy i później, już jako nastolatka, wyobrażałam sobie Boga jako władcę siedzącego gdzieś daleko na swoim tronie i obserwującego cały świat i ludzi, odmierzającego każdemu jego dobre i złe uczynki, miałam przed Nim respekt. Wraz z tym jak dorastałam, zaczęłam się zastanawiać nad tematami życia i śmierci, zastanawiałam się, co by się ze mną stało, gdybym np. miała wypadek i umarła. Wiedziałam, że istnieje niebo i piekło, próbowałam sobie wyobrazić wieczność. Chyba każdy człowiek ma gdzieś tam głęboko w sobie poczucie, że jest coś więcej, niż tylko życie tu na ziemi, tak jak mówi Słowo Boże:
„(Bóg) Wszystko pięknie uczynił w swoim czasie, nawet wieczność włożył w ich serca.” Kazn. Sal. 3, 11
Jako dziecko raczej nie sprawiałam rodzicom większych kłopotów wychowawczych, byłam bardzo dobrą uczennicą, nie piłam, nie paliłam, nigdy niczego nie ukradłam, nie mówiąc już o zabiciu kogoś. Zdarzało mi się oczywiście nie raz kłócić się z bratem, powiedzieć komuś coś przykrego, być nieposłuszną rodzicom, obmawiać kogoś za jego plecami. Jednak zawsze obiecałam sobie, że już więcej tego nie zrobię, będę się starała być lepszym człowiekiem. W ogólnym rozrachunku wydawało mi się, że robię więcej dobrego niż złego i powinnam sobie zasłużyć na niebo, tak jak mnie uczono. Jednak gdzieś w moim sercu pozostawała ta niepewność, czułam, że coś jest nie tak, bałam się śmierci, nie wiedziałam gdzie bym trafiła tam ‘po drugiej stronie’.
W wieku 15 lat pojechałam na wakacyjny obóz chrześcijański. Tam pierwszy raz usłyszałam ewangelię. Do tej pory myślałam, że ewangelia to po prostu nazwa księgi z Biblii opowiadająca o życiu Pana Jezusa, tam dowiedziałam się, że „ewangelia” oznacza dobrą nowinę o zbawieniu przygotowanym dla człowieka przez Jezusa. Poznałam ludzi, którzy biorą do ręki Pismo Święte o wiele częściej, niż raz w roku i żyją tak, aby stosować zawarte w nim słowa. Po powrocie do domu wzięłam z szafki Biblię i zaczęłam ją czytać każdego dnia, to było coś wspaniałego, czułam jak do mnie przemawia, mówi o mojej niedoskonałości jako człowieka i o wielkiej miłości i łasce Bożej dla mnie. Nadal jednak próbowałam „sama z siebie” być lepsza.
Trzy lata później pojechałam na kolejny obóz chrześcijański, tam dotarło do mnie, na czym tak naprawdę polega zbawienie. Bóg przez swoje Słowo mówi wyraźnie, że żaden z ludzi własnymi dobrymi uczynkami, chodzeniem do kościoła, nawet czytaniem Biblii nie może osiągnąć zbawienia. Każdy z nas jest grzesznikiem – karą za grzech jest śmierć i trzeba ta karę zapłacić, bo Bóg jest sprawiedliwy. Są dwa sposoby – albo ja sama zapłacę tą karę ponosząc śmierć duchową (piekło), albo przyjmę to, co zrobił za mnie Jezus – On spłacił mój dług zamiast mnie, po to właśnie przyszedł tu na Ziemię w ciele człowieka. Zbawienie, to oddanie całego swojego życia w ręce Jezusa, wyznanie Mu swoich grzechów i porzucenie ich oraz osobisty kontakt z Nim poprzez modlitwę i czytanie Biblii. Pismo Święte określa zbawienie jako dar, a na dar nie można sobie zasłużyć, zapracować ani kupić go.
„Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” Rzym. 6,23
„Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił.” List do Efezjan 2, 8-9
To prezent przygotowany z miłości, który wystarczy przyjąć z wdzięcznością. Wtedy zrozumiałam że własnymi siłami nigdy nie dostanę się do nieba, choćbym była najbardziej moralnym z ludzi, zgięłam moje kolana przed Panem i oddałam swoje życie w Jego ręce. On tuż przed swoją śmiercią powiedział „Wykonało się”. Nic nie mogę do tego dodać, bo zbawienie zostało wykonane w pełni przez Niego. Od tamtej pory zagościł w moim sercu pokój, jakiego nigdy nie miałam. Wiem, że kiedyś przyjdzie kres mojego życia tu na ziemi, ale już nie boję się co mnie spotka za tą „zasłoną”, bo ufam Bożemu Słowu. On powiedział:
„Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” Rzym. 8,1
Przebywanie pod ochroną Bożą, bycie jego własnością, jest najwspanialszą rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu, ani razu nie żałowałam tej decyzji podjętej wtedy na obozie. Teraz też robię dobre uczynki, ale nie po to, żeby „zasłużyć” sobie na zbawienie, ale po to, żeby oddawać tym chwałę Temu, który mnie stworzył i starać się być świadectwem Jego działania dla innych ludzi. To co mam tu na ziemi, kiedyś przeminie, nie zabiorę tego ze sobą, życie to tylko moment w stosunku do wieczności i już tu musimy zdecydować, czy wybierzemy Jezusa. Wszystko co mam i kim jestem, zawdzięczam Bogu. Pomimo tego, że nadal nie jestem doskonała i zdarza mi się upadać, to czuję jak Duch Święty porusza cały czas moje sumienie i kieruje na właściwe ścieżki. Chcę, żeby moje życie było „godne ewangelii Chrystusowej”. Czasem nie rozumiem Bożych planów dla mnie i dlaczego pewne sprawy toczą się zupełnie inaczej, niż ja bym tego chciała, ale wiem, że Jego wola jest doskonała i On jako Dobry Pasterz wie najlepiej co jest dobre dla Jego owiec, że cokolwiek się stanie, On jest ze mną i ma dla mnie dobry plan. „Żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie.” Gal. 2, 20
Modlę się o to, żeby Bóg dawał mi każdego dnia wytrwałość do podążania Jego drogami i życia, które będzie się Jemu podobało.
„Pokój pełny mają ci, którzy kochają twój zakon, na niczym się nie potkną” Ps. 119, 165
Tobie także życzę tego pokoju w Jezusie Chrystusie :)
Ania
Jak osiągnoąć zbawienie - czytaj...